Dziękuję Portugalio, no i oczywiście arbitrze niemiecki.
Nie mogłam doczekać końca meczu Polska kontra Portugalia, myślałam, że zemdleję, gdy na murawę stadionu w którymś momencie wbiegł jakiś opalony szalony człowiek, a za nim jakaś grupka ludzi, jak się okazuje w pościgu ……. Niestety myśl przez głowę jak błyskawica, że moje obawy właśnie się spełniły i przeklęte miasto Marsylia, jest końcowym dla nas Polaków przystankiem na tym nieszczęsnym EURO 2016.
Niestety parę dni wcześniej zupełnie na jawie, czytając zupełnie przypadkiem śmieciarską gazetkę Przegląd Sportowy, zaczęłam w głowie rozważać myśl…. Kiedy to „innowiercy” urzeczywistnią swoje pogróżki i zaatakują ten „pełen grzechu” football.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mecz odbędzie się w Marsylii i sędziował będzie mecz pomiędzy Polską i Portugalią niemiecki arbiter. Przeklęta, przeklęta Marsylia, zbrukana tysiącami „emigrantów”- miasto opuszczone przez Boga, ma być nagle miejscem rywalizacji między dwoma krajami, w których wydarzyło się na przestrzeni ostatnich 100 lat najwięcej cudów na świecie!!!
Portugalia, gdzie przepowiedziano ciąg dalszy niemieckiej agresji po pierwszej wojnie światowej, gdzie objawiona Matka Boska zapowiedziała klęskę Niemiec pod wodza pomylonego Austriaka, gdzie ogłosiła, że dzięki Polakowi -Papieżowi upadnie bolszewizm…. (tego naprawdę zbyt wiele by się teraz tutaj rozpisywać )!!
Wracając do meczu – dzięki Bogu Nawałka nie wymienił Fabiańskiego na Boruca, bo ten jeszcze mógłby obronić któregoś gola i…… nastał moment , gdy podszedł do piłki Kuba Błaszczykowski – mój Kuba! On podszedł, kopnął i poczułam wielką ulgę – nastąpił SZCĘŚLIWY KONIEC DLA WSPANIAŁEJ POLSKIEJ DRUŻYNY!! Tak ! najwspanialszy jaki mógł się dla nas wydarzyć. Nareszcie drużyna Polski, zespół zdecydowanie lepszy od przeciwnika nie pokonany – zszedł z placu boju.
Nie ważne, czy bramkarz portugalski niechcący wyszedł do przodu wcześniej- ważne, że Pan Bóg objawił się … przy kopnięciu Kuby, które zadecydowało, że POLSKA DRUŻYNA mogła spokojnie powrócić do naszej Ojczyzny w glorii i chwale, a co najważniejsze w zdrowiu. Nie chcę myśleć, że dzięki niezdarnym strzałom portugalskich piłkarzy moglibyśmy awansować do półfinałów, a potem wylądowalibyśmy w finale na stadionie w Paryżu, który o ile nie upilnują zadufani w sobie żabojady, mógłby ” stać się właśnie celem” wraz z………. i pewnie niemałą grupą kibiców. Niech się „moja wizja” nie spełni!! i obiecuję, że za te moje grzeszne, czarne myśli pójdę do Częstochowy w podzięce Matce Boskiej . Jest dowód na to, że mój Kuba jest jedną z tych osób w drużynie, która ma „najbliższy kontakt” ze Stwórcą i dzięki niemu od paru dni dziwnie spokojnie rozkoszuję się pięknym latem. Wiem, że meczu w Paryżu nie będę oglądała.
Karolina Brzózka