Tekst alternatywny

Zadanie domowe

Zadanie domowe

Są na świecie rzeczy, o których wiadomo, że są, choć bardzo trudno dotknąć je palcem. Zwłaszcza gdy się nie chce!

Do takich zjawisk należy agentura wpływu.

Normalnego szpiega czy agenta teoretycznie można złapać, kiedy fotografuje strategiczny dworzec w Mławie lub na zacisznym cmentarzu przekazuje mikrofilm ze ściśle tajnym rozkładem biurek w kancelarii premiera. Inna sprawa, że coś takiego od dawna się naszym służbom nie udało. Może szpiedzy przestali się nami interesować? Z agenturą wpływu jest sprawa po stokroć trudniejsza. Ludzie miewają najdziwniejsze poglądy i jak tu poznać, że jakiś poczciwy ekscentryk głosi poglądy toczka w toczkę jak Putin, ale wynika to jedynie z defektu jego mózgu, a nie zależności od obcego mocarstwa?

Inna sprawa, że kiedy taki dziwak wypływa co jakiś czas (zawsze w newralgicznym momencie) i ewidentnie szkodzi, przestaje to być jedynie temat do żartów.

Co ciekawe, zawsze znajduje tych, którzy chętnie go nagłośnią. Kolejna znamienna cecha – wielu spośród tych ludzi żyje tak, jakby miało niewyczerpywalne zasoby finansowe. Oczywiście zapytani na ten temat zeznają, że systematycznie wygrywają w kasynie, mieli bogatych krewnych za granicą lub wyprzedają rodowe srebra.

Na moje wyczucie, nie są to postacie spod jednej sztancy, są wśród nich resortowe dzieci, ale i ludzie, którzy przetarli się w opozycji, eksdziałacze PZPR i tajnych służb, jak również osobnicy kreujący się na niezależnych dziennikarzy. Nawet ich działalność nie ma jednego charakteru, ponieważ ich wystąpienia w mediach bywają biegunowo różne. Jedni straszą, inni przeciwnie – epatują radykalizmem, choć gdy usunąć piankę z potoku słów, widać jedno – nie służą polskim interesom.

Ostatnie wydarzenia wokół Ukrainy sprawiły, że wyroili się jak szarańcza na Dzikich Polach. Czasem odnosi się wrażenie, że zdominowali polską debatę, choć instynkt samozachowawczy nakazywałby im siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. Widać jednak muszą.

W krajach dobrze zorganizowanych, choć demokratycznych, ich działalność byłaby dokładnie prześwietlona, a oni sami dyskretnie przywołani do porządku (tak dzieje się dziś z wieloma lobbystami Rosji w USA).

U nas nikt nie zauważa problemu. Zwłaszcza władza. Oczywiście nie apeluję, by wzniecać klimat powszechnej szpiegomanii, ale przydałoby się powołać jakiś Obywatelski Komitet Badania Działalności Szkodliwiej – wedle zasady „spisane będą uczynki i słowa” – rejestrujący przykłady najwyższej szkodliwości, posiłkując się wskazówką „po owocach ich poznacie”.

Być może to najważniejsze zadanie domowe na trudne czasy.

Chyba że instynkt samozachowawczy narodu to też jakiś przesąd.

Marcin Wolski

Marcin_Wolski_small