To nie koniec walki o pamięć ofiar katastrofy\ Z RYSZARDEM KAPUŚCIŃSKIM, prezesem klubów „GP”, rozmawia KLAUDIA DADURA
Gromadzenie się przed Pałacem Prezydenckim było spontaniczną akcją Polaków, ale to kluby „Gazety Polskiej” podjęły się organizacji miesięcznic smoleńskich. Walczyły o pamięć ofiar na całym świecie.
Minęła 8. rocznica katastrofy smoleńskiej. Co to oznacza dla klubów „Gazety Polskiej”?
Zakończył się pewien etap. Dzięki Bogu jest pomnik ofiar katastrofy i są zapowiedzi wybudowania pomnika prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale dla nas – klubowiczów – to nie jest jeszcze koniec. W czasie pierwszej miesięcznicy, zorganizowanej 10 maja 2010 r. w Krakowie, w której uczestniczyły tysiące ludzi, przyrzekliśmy, że dopóty będziemy obchodzić miesięcznice smoleńskie, dopóki nie poznamy przyczyn katastrofy, winnych i nie zostaną oni osądzeni. Dlatego nadal będziemy uczestniczyć w uroczystościach, choć w innej formie. Będziemy przede wszystkim modlić się za ofiary tego tragicznego wydarzenia.
Kluby „Gazety Polskiej” zbierały się przed Pałacem Prezydenckim od samego początku. Jaką rolę odegrały w walce o pamięć ofiar katastrofy?
Gromadzenie się Polaków przed Pałacem Prezydenckim było spontaniczną akcją. Ale to kluby „Gazety Polskiej” podjęły się organizacji miesięcznic smoleńskich i wszelkich wydarzeń upamiętniających tragiczną śmierć polskiej delegacji. To kluby walczyły o pamięć ofiar na całym świecie, a przypomnijmy, że stanowimy niemałą siłę – łącznie jest 450 klubów w różnych miejscach. Uroczystości ku pamięci ofiar Smoleńska organizowaliśmy za własne pieniądze i to pomimo tego że do września 2010 r. zabraniano nam marszów i innych form oddawania hołdu poległym.
A jak Pan oceni organizację ostatnich obchodów?
Mówiąc eufemistycznie, organizatorzy się nie popisali. Dużo klubowiczów, których tysiące przyjechały z całej Polski, musiało stać za barierkami. Pomimo tego że posiadali identyfikatory, nie zostali wpuszczeni na pl. Piłsudskiego. W nocy po obchodach otrzymywałem setki SMS-ów i mejli ze skargami na organizację. Ludzie odchodzili z miejsca obchodów z płaczem.
Autor: Klaudia Dadura/Gazeta Polska Codziennie