Tekst alternatywny

Wewnętrzni Moskale

Wewnętrzni Moskale

Czytam teraz dużo Jarosława Marka Rymkiewicza. Tak mnie coś wzięło, że powyciągałem wszystkie jego książki które mam w mojej domowej bibliotece i czytam jedną po drugiej. Czytanie Rymkiewicza dla osoby takiej jak ja, która też coś czasem próbuje pisać, jakiś literacki felieton popełnić, jest dosyć ryzykowne. Bierze się to stąd, że po przeczytaniu Rymkiewicza człowiek o muzykalnym uchu bezwiednie zaczyna Rymkiewiczem pisać. Nie w sensie jakości dzieła, bo mam może z jedną tysięczną talentu jakim Bóg Rymkiewicza obdarował, ale nabywa się odruchowo jego stylu. I to zostaje na dłuższy czas. Może jednak powinienem wrócić do Sienkiewicza, Boya, albo Marka Twaina. Nie wiem.

W każdym razie jestem teraz przy książce „Reytan. Upadek Polski”. Książki, którą zainspirował słynny obraz Jana Matejki, przedstawiający posła Tadeusza Reytana (autokorekta uparcie podkreśla mi tę wersję nazwiska i chce, żebym zmienił na Rejtan, ale jestem mądrzejszy od autokorekty, bo składam się z białka a nie krzemu), co to się położył przy wejściu do sali sejmowej gdzie miano przegłosować rozbiór Rzeczypospolitej i jeszcze w patetycznym geście rozerwał sobie koszulę na piersiach. To Matejko pięknie namalował, z tym że jego wizja nie wizją historyczną była, lecz alegoryczną, dlatego poumieszczał tam różne inne osoby, których podczas tego dramatu tam nie było. Nieważne; jest coś takiego, jak licencia poetica. Taką miał wizję, więc tak namalował.

Otóż Jarosław Marek Rymkiewicz umieszcza w jednym z rozdziałów dygresję na temat galicyjskich „Stańczyków”. Było to konserwatywne stronnictwo działające najbardziej intensywnie w drugiej połowie XIX wieku w Galicji, głównie w Krakowie i Lwowie. Złączyli się w nim politycy i uczeni (często byli jednymi i drugimi na raz), którzy przeszli traumę Powstania Styczniowego (niektórzy w nim uczestniczyli i zaliczyli odsiadki i zesłania) i którzy doszli do wniosku, że polityka powstańcza prowadzi donikąd. Uważali, że Polacy powinni „siedzieć cicho”, zwłaszcza po tym, gdy powstała monarchia Austro-Węgierska i cesarz Franciszek Józef poluzował śrubę. Niewątpliwie mieli na swoim koncie szereg sukcesów. W Galicji skończono z germanizacją. Polską Biało-Czerwoną można było wywieszać kiedy się komu podobało. Język polski stał się językiem oficjalnym w urzędach, szkołach i na uniwersytetach. Panowała całkowita swoboda w organizowaniu demonstracji patriotycznych. Polscy politycy obejmowali najwyższe stanowiska w rządach monarchii Habsburgów, w tym  ministerialne, a nawet rządzili całym państwem (taki na przykład Kazimierz Badeni herbu Bończa doszedł do stanowiska premiera). Rzecz w zaborze rosyjskim nie do pomyślenia. Kiedy nikomu jeszcze nie znany Stefan Żeromski pierwszy raz w życiu przyjechał do Krakowa, pisał ze zdumieniem do swojego znajomego, że tutaj jest „Polska na co dzień i od święta”.

Tylko że każdy kij ma dwa końce. Stańczycy zrobili dla Polski dużo, ale wyrzekli się tego, co najważniejsze. Niepodległości. Taki Badeni o niej nawet nie śmiał pomyśleć. Uważał, że to to mrzonki. Stańczycy w żadnym razie nie byli zdrajcami Polski, myśli polskiej, polskiej tradycji, lecz w tragiczny jakiś sposób uznali że to było kiedyś, że to było wielkie, bardzo wielkie i wspaniałe, ale to przeminęło. I że trzeba się pogodzić z tym, że przeminęło i że tak zawsze będzie i że to  nie wróci. Tu dochodzę do cytatu z Rymkiewicza. Brzmi on tak: „Krakowskich intelektualistów (…) tłumaczy po trosze to, że nie wiedzieli (i nigdy się nie dowiedzieli, bo wszyscy umarli), jaki będzie ciąg dalszy ich rozmyślań. To znaczy: kto się tymi rozmyślaniami i tymi naukami posłuży – kto weźmie ten spadek – kto, jak kiedyś oni, będzie namawiał Polaków do spokoju, rozwagi, rozsądku i wstrzemięźliwości. Szlachetne ich umysły – choć odziane były w togi i gronostaje – nie przemyślały w namyśle swoim dziejowym nad dziejami Polaków, że minie sto, minie sto pięćdziesiąt lat i do spokoju, rozwagi i rozsądku będą namawiać Polaków ludzie działający w interesie północnego imperium. Tak zwani teraz tutejsi wewnętrzni Moskale. Czyli ludzie, którzy Polaków (razem z ich polskością) najchętniej by zlikwidowali – a ponieważ radykalne sposoby likwidacji są (chwilowo) nie do użycia, najchętniej zlikwidowali by ich jakimś sposobem intelektualnym”.

Na szczęście Donald Tusk, Elżbieta Bieńkowska, Janusz Lewandowski und Róża Thun von coś tam, do orłów intelektualnych jakoś nie należą. No to, nie dadzą rady.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small