A kiedy aktorzy próbują myśleć…
Pewien kolega, doktor filmoznawstwa, opowiadał mi dawno temu o wywiadzie, jakiego pod koniec lat dziewięćdziesiątych udzielił jednemu z amerykańskich branżowych magazynów zajmujących się filmem znany reżyser George Lucas. Pan Lucas, mimo że ma na swoim koncie wiele innych interesujących filmów najczęściej kojarzony jest z sagą wyśmienitych kosmicznych bajek, czyli cyklu „Star Wars”. Po kilkunastu latach przerwy postanowił wrócić do tematu i tak w 1999 r. powstał film „Mroczne widmo”.
Lucas wspominał w tym wywiadzie, że w pewnym momencie kręcenia owej kolejnej części „Gwiezdnych Wojen” jeden z aktorów zbuntował mu się na planie. Oświadczył, że nie będzie grał ciągle na tle green screenu. Grean screen to jest taka wielka zielona płachta, na tle której aktorzy występują w sekwencjach specjalnych. Muszą sobie wyobrazić, że coś widzą, co zleca im reżyser – na przykład port kosmiczny, z którego startują rakiety. Gapią się w to zielone tło i powoli podnoszą głowy do góry, tak jakby faktycznie widzieli ten start. Dopiero na etapie post produkcji magicy od grafiki komputerowej w miejsce zielonego tła wklejają wymyślony przez siebie pejzaż i na gotowym filmie widzimy aktorów wpatrzonych w unoszący się w górę statek kosmiczny.
Otóż ten aktor oświadczył, że ma dość i że chce występować w normalnych wnętrzach i normalnych plenerach, a nie w kółko na tle zielonej płachty. Ale Lucas pokazał mu miejsce w szeregu. Żałuję, że nie mogę przytoczyć dosłownego cytatu, ale brzmiało to mniej więcej tak: Ja tu jestem scenarzystą i reżyserem. Ja tutaj rządzę, a ty jesteś tylko aktorem. Masz robić co ci każę, a jeśli zerwiesz kontrakt, to zapłacisz miliony odszkodowania. Nie masz myśleć, tylko grać. Ja tutaj myślę.
Aktor spokorniał i odtąd robił co trzeba.
Zastanawiałem się nieraz, co powoduje, że u nas w Polsce, niektórzy aktorzy cieszą się wręcz bałwochwalczym uwielbieniem. Może wynika to z naszego romantycznego repertuaru? Może z przekonania, że ktoś, kto grał Kmicica jest Kmicicem, że ktoś kto grał Maćka Chełmickiego też nim jest?
Czytam ostatnio na portalu wpPolityce.pl.: „Prezes Telewizji Polskiej Jacek Kurski zdecydował, że premiera spektaklu Teatru Telewizji (>>Biały dmuchawiec<<) nie odbędzie się. Powód? W przedstawieniu (główna rola) bierze udział aktorka Julia Wyszyńska.
To kolejna decyzja Kurskiego, którą wywołał obrazoburczy spektakl >>Klątwa<< w Teatrze Powszechnym. Wcześniej prezes TVP zdecydował, że Wyszyńska nie wróci do pracy w jednym z seriali emitowanym na antenie telewizyjnej Dwójki (…) Zdecydowana postawa Jacka Kurskiego! TVP zrywa współpracę z aktorką, która w sztuce >>Klątwa<< zbezcześciła postać św. Jana Pawła II
O sprawie napisał branżowy serwis wirtualnemedia.pl. Wyszyńska w >>Klątwie<< odgrywa bohaterkę, która w jednej ze scen symuluje seks oralny z figurą Jana Pawła II, a w drugiej mówi o niedoszłej zbiórce na morderstwo prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Oliwer, znając moje poglądy, zaproponował mi scenę, w której miałam zbierać pieniądze na zabójstwo Kaczyńskiego (…) i miałam w tej scenie zapytać was, czy chcielibyście przeznaczyć pieniądze na ten cel i sprawdzić, czy nadal będziemy w ramach działania artystycznego, w tym przypadku spektaklu teatralnego. (…) Co się okazuje – naprawdę można znaleźć człowieka, który może to zrobić za 50 tysięcy euro, czyli tanio. I właśnie teraz powinna być ta scena (…) i powinnam teraz poprosić was o wsparcie finansowe – mówi ze sceny Wyszyńska”
Jeśli aktor – nie wszyscy, są przecież chlubne wyjątki – próbuje myśleć, mieć swoje własne przemyślenia i iść pod opiekuńcze skrzydła reżyserów którzy cynicznie ich wykorzystują to efekty bywają opłakane. Przydałby im się twardy reżyser, taki jak George Lucas.
Tomasz Kowalczyk