Wrzutka
Henryk Samsonowicz
Był jedną z legend polskiej nauki. Niezapomniany Samson. Jeden z moich mistrzów. Nie był dydaktykiem jak profesor Marian Małowist – lider polskiej szkoły mediewistów, zapamiętałym dłubaczem jak Benedykt Ziętara czy popularyzatorem historii jak Janusz Tazbir. Miał jednak niepowtarzalny szarm, pasję i piekielną inteligencję, która na jego wykłady ściągała tłumy, ze mną włącznie. Kiedyś rzekł żartobliwie, przychodząc na poświęconą mojej osobie „Godzinę szczerości” w TVP: – Miałem niezwykły rozrzut wśród studentów – Adam Michnik, kapitan Czechowicz, Marcin Wolski… Faktycznie odegrał znaczną rolę w moim życiu. Już pierwszy egzamin u niego przypominał slalom gigant. Teoretycznie egzaminował mnie ze średniowiecza, tymczasem w swobodnej dyskusji przelecieliśmy całą historię, od antyku po dzieje najnowsze, znajdując oryginalne paralele, racząc się ciekawostkami, zahaczając o tematy kultury, prawa i obyczajów. To on, znając moją twórczość, kiedy pojawiła się propozycja mojej pracy w Trójce, poparł mój wybór, pomógł wywikłać się z seminarium u Małowista i poradził, żebym wybrał sobie temat wystarczająco pasjonujący, tak bym mimo pracy w radiu i działań w kabarecie nie mógł się od niego oderwać. Napisałem więc o Październiku 1956. Żywotny i niezmordowany. W trakcie objazdu naukowego w ZSRR wstawał pierwszy i kładł się ostatni, a za kołnierz nie wylewał. Pamiętam też jego słowa w Gruzji, kiedy wypadało wypić za pamięć Stalina. Wzniósł więc toast za górskiego orła, dodając po polsku: „…i żeby do nas nie doleciał!”. Doceniałem jego talenty organizacyjne jako dziekana w gorącym okresie Marca 1968, kiedy
rozbroił jeden z naszych protestów, mówiąc: „Co wam da dyskutowanie z ludźmi o mentalności pitekantropa?”. Potrafił też godnie rektorować Uniwersytetowi Warszawskiemu podczas Karnawału Solidarności. W dniu, gdy go wyrzucono, ktoś powiedział: stracił Pałac Kazimierzowski, ale kiedyś zdobędzie Belweder. Przesadził. W III RP jako minister w rządzie Mazowieckiego zasłynął przywróceniem religii w szkołach, a także wpuszczeniem Michnika do archiwów SB. Gdzie dziś szukać takich gigantów?
Marcin Wolski