Tekst alternatywny

Obrona Trembowli

Obrona Trembowli

Histeria warszawska przekroczyła już granice, w których rozpacz zamienia się w śmieszność. Co prawda PO nie rzuciła hasła „Będziemy bronili HGW jak niepodległości”, albowiem lemingi doskonale wiedzą, gdzie partyjni koledzy Bufetowej mają niepodległość, ale robi wszystko, żeby wygrać „sposobem”, tzn. obrzydzić obywatelom akt demokratyczny. Brzmi to trochę jakby zamiast „wszystkie ręce na pokład” zakomenderować: „wszystkie ręce do kieszeni”. Autorytety – Wajda, Olbrychski, Bartoszewski – rzucają hasło, by tego dnia w ogóle nie wychodzić z domu, i lada moment pewnie padnie: „zabierz babci klucze!”. Portal Niezalezna.pl zwrócił się do mnie z pytaniem, co myślę o administracyjnych zakazach reklamy referendum, kuriozalnej odmowie płatnych ogłoszeń przez Polskie Radio i Metro – co kwalifikuje się przecież do wyciągnięcia konsekwencji karnych, i to podwójnych: za łamanie zasad demokracji i za niegospodarność. Odpowiedziałem, że najbardziej pasuje mi tu powiedzonko Antoniego Słonimskiego „Tonący brzydko się chwyta”. Po namyśle przypomniała mi się słynna obrona zamku w Trembowli w październiku (sic!) 1675 r. Obrończynię, komendantową Chrzanowską, rozsławił Andrzej Waligórski poematem, opisując, jak to po próbie kapitulacji męża:

(…) Załkała na myśl o tym, nerwy w niej dziarsko zagrały,/chwyciła w rękę pogrzebacz i wrzasnęła: – Wszyscy na wały!/I dalejże rzucać w pohańców miski, kawałki jarzyn,/lać kaszkę mannę wrzącą, aż się poskręcał Tatarzyn./I bluzgać gorącym barszczem, w którego zdradliwych falach/tonęli krwiożerczy Nogajcy, jęcząc żałośnie: „O Allach!”./Wtem nagle Dreptak-Aga, pryszczaty, wąsaty potwór,/zaszedł Trembowlę od tyłu. Babach! – i wybił otwór,/i właził już do środka, a ta pani bęc w łeb go pięścią,/i zatkała wyłom. Sama sobą. A raczej swoją częścią./Obróciwszy się jednak uprzednio twarzą do wnętrza fortecy,/by móc wydawać rozkazy, a w tę dziurę wstawiwszy… hm… plecy./Długo by opowiadać, jak czterdzieści tysięcy napastników/zdobywało tę barykadę bez najmniejszych bodajże wyników!/Jak się nad nią straszliwie znęcali przy użyciu dzid, jataganów,/samopałów, strzał zapalających i oblężniczych taranów./Jakie piekielne petardy i miny zastosowali,/i jakie ohydne świństwa na niej wypisywali./Aż nadszedł hetman Sobieski, przepędził całą tę zgraję,/podszedł pod mur i zapytał: – Przebóg, a cóż to wystaje?/A sześć chorągwi husarskich krzyknęło: Jezus, Maryja!/O ile nas wzrok nie myli, to pani Chrzanowska Zofija!/Wówczas hetman zdjął z szyi medalion – przypiął jej z wielką/wprawą, kazał pochylić sztandary i trzykroć zawołał: – Brawo!/Następnie zaś – chcąc wyrazić najwyższą cześć i szacunek –/złożył na męczennicy hetmański pocałunek./A pani Chrzanowska myśląc, że ma za sobą tę tłuszczę,/ryknęła: – Możecie całować! Po dobroci też was nie wpuszczę!

Tu jednak należy się pewne sprostowanie – wiersz oddaje jedynie klimat batalii, bo co jak co, ale Bufetowa to nie pani Chrzanowska, Tusk nie Sobieski, a Trembowla (pardon, Warszawa) i tak prędzej czy później padnie!

Marcin Wolski

Marcin_Wolski_small