Polskość to normalność
Jest taka aktorka, która nazywa się Magdalena Cielecka. Podobno (od lat nie oglądam telewizji) była kiedyś bardzo ładna, ale jak to wiedzieli już starożytni Rzymianie – tempus fugit. Panią Cielecką zobaczyłem parę dni temu na zdjęciu które wrzuciła do sieci, na którym to zdjęciu z rozdziawioną japą i strasznie pomarszczonym czołem pozuje na tle odsłoniętego niedawno w Warszawie pomnika Ofiar tragedii smoleńskiej. Czemu ta fotka miała służyć, nie jestem do końca pewien. Zapewne pani Cielecka zapragnęła doszlusować do poziomu pani Agnieszki „żeby było, jak było” Holland, z tym, że Holland jest jednak na świecie bardziej rozpoznawalna niż Cielecka. Albo do poziomu obu Stuhrów, starego i młodego. Z tym, że ten młody Stuhr już nie jest taki młody, bo młodszy ode mnie raptem o niecałe dwa miesiące. Znała go jedna moja koleżanka ze studiów, bo chodził na ten sam lektorat z angielskiego co ona. Koleżanka powiedziała mi kiedyś, że poziomem intelektu młody Stuhr dorównuje poziomowi Halinki Mlynkovej, późniejszej wokalistce efemerycznego zespołu Brathanki, która też na ten lektorat uczęszczała. Jak to zawsze powtarzam – Kraków to mała wiocha.
Profesor Andrzej Nowak (znam, bo Kraków to mała wiocha) w jednym ze swoich wykładów powiedział kiedyś, że my, Polacy, straciliśmy w wyniku II wojny światowej i represji okresu stalinowskiego prawie całą arystokrację, autentyczną, polską. Ci, którzy się uchowali pozostali na emigracji. Chociaż zdążają się wyjątki. Mój ojciec ma znajomego nazwiskiem Komorowski. Otóż niedługo po zaprzysiężeniu Bronisława Komorowskiego na prezydenta byłem na jakimś wernisażu i wtedy ten krakowski Komorowski podszedł do mnie i tonem takim, jakbyśmy dopiero co urwali rozmowę powiedział: „Bo ja, panie Tomaszu, jestem z tych prawdziwych Komorowskich, niech pan pamięta, z prawdziwych, herbu Korczak”.
W wyniku zniknięcia arystokracji pojawiła się nowa arystokracja, którą przywiozły do zniewolonej Polski sowieckie tanki. Stąd mamy w środowisku filmowym Stuhrów, Holland, Jandę czy Cielecką – nazwiska można by mnożyć. I nie chodzi mi dosłownie o to, że ich ojcowie czy dziadkowie zostali dostarczeni nam z ZSRS. Nie wiem, może niektórzy tak, a inni, miejscowi, dostosowali się po prostu do nowych czasów. Tak więc nie mamy następców Eugeniusza Bodo (wykończony przez sowietów mimo szwajcarskiego obywatelstwa, a nie przez Niemców, jak twierdziła propaganda PRL), nie mamy następców Hanki Ordonównej, która po przejściu łagrów zmarła na gruźlicę na wygnaniu w Bejrucie, nie mamy następców Boya, zamordowanego we Lwowie przez Niemców. Mamy Cielecką i Jacka Poniedziałka. I Agatę Młynarską, którą razi tłum zwykłych Polaków na bałtyckich plażach, na które mogli pojechać dzięki potwornemu programowi 500+. I Jarosława Kuźniara, który potrafi rozpoznać polskich turystów w samolocie po tym, że z podręcznego bagażu wyciągają kanapki i – o zgrozo – jaja na twardo, które według Kuźniara śmierdzą. Jakiś internauta celnie kiedyś podsumował, że jeśli Kuźniarowi jaja śmierdzą, to znaczy że się powinien staranniej myć.
Celebrycka arystokracja, jako że przeczepiona sztucznie do naszego państwa, nieidentyfikująca się z nim, nierozumiejąca jego tradycji (exemplum Ryszard Petru i jego słynnych „sześciu króli”) nienawidzi wszystkiego co polskie, do polskości żywi pogardę. Ludzie ci cierpią straszliwie, że z racji miejsca urodzenia i obywatelstwa są Polakami. Woleli by być kimś innym, jak na przykład Mateusz Damięcki, który ponoć gra w rosyjskim serialu Amerykanina postanawiającego „zostać Ruskim”. Wszystko, byle nie Polska, bo polskość – jak pisał klasyk – to nienormalność. Przypomina to trochę casus wielkiego rosyjskiego pisarza Fiodora Dostojewskiego. Otóż Dostojewski Polaków osadzał w swych powieściach w rolach czarnych charakterów, a dlaczego? Bo miał w swoich żyłach cząstkę krwi polskiej, a tak rozpaczliwie pragnął być stuprocentowym Wielkorusem. Ale gdzież tam jakiegoś Damięckiego zestawiać z gigantem, jakim był Dostojewski.
Pisałem już kiedyś o fenomenie „eksterytorialnych cudzoziemców”, czy o Kasi Kopacz uciekającej do Kanady, więc nie chcę się powtarzać. Proponowałbym stworzenie jakiegoś internetowego katalogu, w którym starannie odnotowywano by kolejne wynurzenia kolejnych celebrytów deklarujących, że zamierzają wyjechać z „Tegokraju”, ponieważ panuje w nim „faszyzm” i zrobiło się „duszno”. Można by im było wypominać co jakiś czas te deklaracje i zadawać pytanie: to czemu jeszcze w Polsce? Bo jakoś nie wyjeżdżają. I cierpią, widząc że polskość to jednak normalność.
Tomasz Kowalczyk