Tekst alternatywny

Wiedzą, że muszą paść pomniki

Wiedzą, że muszą paść pomniki

Zazdrość bierze, gdy patrzy się na Ukraińców. Solidarność, wspólnota, poczucie sprawiedliwości. Zaskakująca w zestawieniu z naszymi stereotypami głęboka świadomość moralna, naturalna łatwość odróżniania dobra od zła. Upragnienie wolności, jakiego nie powstydziliby się dawni (nie tak bardzo dawni…) Polacy. Dlatego, niezależnie od tego, co się tam jeszcze może przykrego i strasznego wydarzyć, niezależnie od tego, na jak długo jeszcze – być może – odwloką się ukraińskie przemiany, Ukraina już wygrała. Podobnie jak niegdyś wygrała „Solidarność”, mimo że potem zduszona stanem wojennym, a jeszcze później zdradzona przez swoich liderów.
24 sierpnia 1991 Ukraina ogłosiła niepodległość, a w grudniu Polska jako pierwszy kraj na świecie ją uznała. Pięć lat Ukraina czekała na konstytucję. Tymczasem rządy przejmowali oligarchowie. Ogromne pieniądze, zarabiane w Donbasie, szły – jak dziś to widać – na złote sedesy, kolekcje złotych pocisków, i luksusowe życie jednostek. Naród nadal żył w nędzy, a marna praca w Polsce była największa karierą. Nie zapomnę ukraińskiej gosposi u moich znajomych, była we Lwowie dyrygentem w Filharmonii, tylko nie miała z czego żyć. Pamiętam też przeprowadzkę w 2000 roku, obsługiwaną przez 4 pracowników z Ukrainy. Zabierali wszystko, co zamierzałam wyrzucić – podartą pościel, stare buty, jakieś szmaty i połamane zabawki. Wszystko mogło się tam przydać. Ale wtedy właśnie zbierali u nas doświadczenia, uczyli się, o czym pamiętać i na co nie dać się nabrać, gdy nadejdzie czas.
Już się tam Majdan zabrał do derusyfikacji – bynajmniej nie w sensie czystek etnicznych, jak interpretują to wrogie przemianom resortowe dzieci.  Chodzi po pierwsze o usunięcie z instytucji języka rosyjskiego jako języka urzędowego. Po drugie o usunięcie ludzi, związanych z Moskwą. Już się mówi o lustracji – tak, to najpilniejsza sprawa, którą w Polsce się systemowo zaniedbało a potem zabagniło. „Się” to oczywiście eufemizm.
Dzięki tym posunięciom Ukraińcy psychicznie będą mieli  przez najbliższe lata o wiele łatwiej, niż my, którzy mieliśmy w 1989 mniejszą nędzę i być może mniej głęboki kryzys. Choć są bliżej Rosji i czują jej oddech na karku. Bez przecięcia tych wpływów byłoby im bardzo, bardzo trudno, ale wszystko wskazuje na to, że potrafią się z nimi uporać; w Polsce niezałatwienie ich doprowadziło po 4 latach do powrotu postkomunistów do rządu, a wkrótce do wybrania miękkiego wobec sąsiada postkomunistycznego prezydenta. I do wszystkich znanych nam doskonale skutków, zarówno gospodarczych, jak i w dziedzinie kultury, mediów, a więc i poziomu debaty publicznej, a w końcu do opanowania kraju przez rozliczne patologie, powiązane ze starymi układami i zależnościami.
Sztuczna, fałszywa alternatywa w Polsce już w 1992 roku – Kukliński bohater czy zdrajca? – mogła pojawić się tylko w sytuacji ówczesnego zmącenia standardów moralnych, w dusznej atmosferze chwalenia renegatów i lekceważenia bohaterów. Ważne zdanie do cytowania z filmu „Jack Strong”: „To nie jest szpieg. To nasz aliant.” Zdrajcą był dla PRL, dla wolnej Polski to oczywisty bohater. Ile lat trwały u nas przepychanki, by zmienić nazwy ulic, sławiące bohaterów sowieckiej okupacji? Pamiętam żenujące dyskusje prasowe, czy zmieniać, ile zmieniać, naturalnie zmieniać, ale aleję Armii Ludowej w Warszawie zostawić, pomniki zostawić, bo to zabytek i tradycja. Z 10 lat temu była akcja „zburzyć Pałac Kultury”. Napisałam stosowne żądanie, ani przez chwilę oczywiście nie wierząc w skuteczność, zresztą lepsza byłaby przebudowa budynku, pozbawienie go architektonicznej symboliki sowieckiej. Dostałam odpowiedź: muszę wykazać, że posiadam  „interes prawny” w moim żądaniu. Pachniało to adwokatami, stratą czasu – wycofałam się. Tak, moją rezygnację wymusiło prosowieckie po 15 latach od 1989 roku urzędactwo. Dziś widać odrodzenie się umiłowania tych tradycji i czelność żądania, by pozostawić posowieckie emblematy, nazwy i pomniki. Prezydent Warszawy chce uszczęśliwić protestujących warszawiaków przywróceniem symbolu zniewolenia, pomnika „4 śpiących” na Placu Wileńskim na Pradze!
Wszystko to pokazuje, że Polska zgodziła się na to, by być Peerelem-bis, a Ukraina nie chce być postkomunistyczną USSR. Stąd dziś przeżywane w Polsce przez niektórych, jednak lustrowanych, osłupienie, że nie przez wszystkich ich praca dla PRL uważana jest za pracę dla Polski.
Mam nadzieję, że wszyscy Polacy potrafią brać przykład z naszych ożywionych nadzieją sąsiadów. I przypomną sobie, że nie chcieli Peerelu.
Tekst ukazal się na portalu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich sdp.pl

Teresa Bochwic

Teresa_Bochwic