Tekst alternatywny

Polskie cuda

Polskie cuda

Choć często zwykliśmy uważać się za dziejowych pechowców, oceniając „ten straszny wiek XX”, powinniśmy uważać się za szczęściarzy. Dwa razy za sprawą Opatrzności, korzystnej koniunktury i własnych działań udało nam się odzyskać niepodległość, o której marzyły pokolenia, nie licząc, aby stało się to możliwe za ich życia. Wybuch wielkiej wojny, o którą modliło się kilka generacji Polaków, przyjęto z nadzieją, choć mało kto (z wyjątkiem Józefa Piłsudskiego) zakładał, że ziści się scenariusz, w którym przegrają wszyscy zaborcy. Zdrowy rozsądek nakazywał zakładać, że wygrana którejś ze stron da szanse zjednoczenia Polaków, jakiejś autonomii, ale w granicach obcego imperium. Drugi cud zdarzył się już za mego życia. W 1978 roku nikt nie liczył na rozpad imperium sowieckiego, które stało u szczytu potęgi, zagarniając kolejne połacie świata. Amalrik pytał wprawdzie w swej książce: „Czy Związek Radzicki przetrwa do 1984 roku?”, ale traktowano to jako fantastykę, pobożne życzenie. Optymiści śnili co najwyżej o powolnej konwergencji systemów, dalekim celem dysydentów była finlandyzacja, a  alternatywą wydawał się konflikt globalny, po którym w miejscu Polski pozostałaby czarna dziura. I stał się cud: wybrano papieża Polaka, co uruchomiło nieprawdopodobną sekwencję zdarzeń. Wybuchła Solidarność, Reagan zagroził gwiezdnymi wojnami, w Moskwie nastał Gorbaczow, który próbując zreformować imperium, przyśpieszył jego upadek. Ale czy musiało tak być? Chiński model dowodzi, że niekoniecznie. Mógł nie pojawić się Jelcyn, a po Gorbaczowie nastać jakiś inny Putin… W obu wypadkach wykorzystaliśmy swoje szanse. Wprawdzie II RP zabrakło czasu i prawdziwych sojuszników, ale umocniliśmy się na tyle, by przeżyć nazistowsko-bolszewicką noc, a po roku 1989 mimo wszelkich niekonsekwencji rządów sprzedawczyków, zdrajców, a często durniów każdy rok zbliżał nas do świata, a oddalał od Moskwy. Żeby było jasne: naszej wolności nie dostaliśmy za darmo – okupiliśmy ją latami wysiłków, krwią bohaterów i męczenników. Ale udało się, nam wszystkim, o czym warto wspominać podczas długich, ciemnych nocy listopada.

Marcin Wolski